Matoł i ćwok. O pierwszym sezonie „Merlina”.

W pogoni za nowościami czasem warto sięgnąć po coś starszego i skończonego. W serialach jeszcze łatwiej o zaległości ponieważ mnogość odcinków do nadrobienia potrafi odstraszyć. Co jakiś czas zderzam się z listą kultowych seriali, których do dnia dzisiejszego nie ruszyłam. Tak się złożyło, że jesteśmy skazani na produkcje amerykańskie, brytyjskie, polskie lub latynoamerykańskie. Rzadko pojawia się inna opcja europejska czy azjatycka – tutaj trzeba samemu poszukać, nie dostaniemy ich podanych na tacy. Nie bez znaczenia jest fakt, że język angielski jest współczesną łaciną, językiem francuskim dziewiętnastego wieku, językiem globalnym. Dlatego dostępność, odpowiedni poziom korelacji kulturowej i co tu ukrywać – różnorodność w temacie i jakości przemawiają za wyborem seriali produkowanych w języku Szekspira. Mam wrażenie, że kiedyś było łatwiej zorientować się co piszczy w rynku serialowym. Do głównych mediów przedostawały się te najlepsze, najciekawsze lub najbardziej imponująco obsadzone seriale. Może tak sobie wmawiam, bo od jakiś kilku lat mam spory problem z ogarnięciem tego, co oferują najbardziej liczące się stacje telewizyjne. Dlatego tak wiele seriali pozostaje niezbadanych, ominiętych czy po prostu zignorowanych z braku czasu a nawet ochoty. Jeśli masz za duży wybór wtedy istnieje ryzyko, że nie dokonasz żadnego. 

***

Z „Merlinem”, a właściwie „Przygodami Merlina” było dość pokrętnie. Teoretycznie powinnam się zainteresować serialem opartym na motywach z legend arturiańskich już w momencie emisji pierwszego sezonu w 2008 roku. Przez chwilę się jednak zastanowiłam dlaczego zaczęłam oglądać serial BBC One dopiero teraz. Wtedy nie przemawiały do mnie tak radosne i pokręcone podejścia do w miarę ukształtowanych materiałów bazowych. Nie znosiłam fanfików (dalej nie lubię, ale je toleruję), bo zawsze uważałam, że pomysł zawsze należał do autora i to on może dopisywać ciąg dalszy, zmieniać charakter, wywracać kota ogonem. To oczywiście brzmi absurdalnie w kontekście legend arturiańskich, które są zlepkiem wielu często się kłócących ze sobą wersji. Jednak przez wieki zdołały nabrać pewnego kształtu, którym przez lata byłam karmiona jako odbiorca kultury. Wtedy mi nie odpowiadało takie podejście do w miarę mi znanej legendy ponieważ podświadomie je odrzucałam jako niemające dla mnie żadnej wartości. Głupie, wiem, ale to tylko potwierdza tezę, że pewne tytuły muszą trafić na podatny grunt w określonym czasie. Teraz patrzę łagodniej na kwestie nowego pisania znanych historii czy motywów. O ile nie interesują mnie na polu literackim (z niewielkimi wyjątkami), tak coraz częściej wypatruję ich na polu filmowym i serialowym. W pewnym sensie pomogli w tym „Muszkieterowie”, gdzie znani dumasowscy bohaterowie zostali umieszczeni w nowych lub podrasowanych wydarzeniach. To mi się spodobało, bo ile można w kółko wałkować te same historie? Serial z 2014 roku pokazał, że taki powiew świeżości nie musi być uznany za profanację. Wtedy nieco zrewidowałam swój pogląd na ten temat. To nie tak, że jeden serial tego dokonał, ale to przy nim naszła mnie ochota na solidną refleksję. To może teraz skupię się na przedmiocie tego wpisu?

***

cm1

Colin Morgan z tymi odstającymi uszami i łagodnością bijącą z oczu jest idealny do grania postaci oddanych i wiernych strażników. Merlin był niejeden raz kuszony, ale zawsze wybierał jasną stronę mocy. Magia wybrała właśnie jego, ponieważ bohater jej nie praktykował tylko się z nią urodził. W pewnym sensie obecność takiej oddanej dobru postaci sprawia, że samemu chce się być choćby odrobinę lepszym.

***

Zaczęło się od tego, że rankiem na AXN leciał sobie czwarty sezon „Merlina”. To był jeden z nielicznych kanałów, gdzie można było włączyć napisy choćby z brakiem polskich znaków. Obecnie leci piąty i niestety, ale nie ma możliwości przerzucić się na literki. To, co wtedy zobaczyłam pozytywnie mnie zaskoczyło. Nagle poczułam, że to serial dla mnie i powinnam zacząć oglądać od początku. Jednak online jest dostępna tylko wersja z lektorem, że odłożyłam seans na inną sposobność. To było jeszcze przed drugim odcinkiem serialu „iZombie”, z którym od kilku dni jestem na bieżąco. W ósmym odcinku pożegnaliśmy postać graną przez Bradleya Jamesa, czyli księcia Artura Pendragona z serialu „Przygody Merlina”. Coś mnie podkusiło, by sprawdzić tego lektora i dobrze uczyniłam. Nie wiem kto podkłada głos, ale to najlepsza opcja dla osoby z niedosłuchem, w każdym razie dla mnie. W niedzielę byłam już po pierwszym sezonie. Teraz eksploruję drugi, a wszystkich jest pięć. Niestety, szukając podstawowych informacji o serialu natknęłam się na kilka spoilerów, dlatego odradzam czytanie artykuły o serialu na polskiej wikipedii. To jednak nie zmienia mojego podejścia do serialu, bo jego siła tkwi w tym co jest teraz, a nie tym co ma się dopiero wydarzyć.

***

Merlin-Season-1-merlin-on-bbc-31336455-1024-768

Artur to ciekawa postać, ale wynika to bardziej z konstrukcji bohatera i gry samego aktora niż bycia postacią ze słynnej legendy. Czasem zdarza mi się go nie rozumieć, ale doskonale widzę jak radzi sobie w sytuacjach wyboru między obowiązkiem, a tym co słuszne. Do tego jego przywiązanie do Merlina, wprawdzie skrywane, często roztapia moje zimne serce.

***

To, że macie jakieś pojęcie o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu może być wartością dodaną podczas seansu, bo serial nieco przetasował pewne utarte schematy. Oto do Camelotu przybywa młody i niezbyt rozgarnięty Merlin (Colin Morgan). Jego matka Hunith (Caroline Faber) wysłała go do swojego brata Gajusza (Richard Wilson), nadwornego medyka króla Uthera Pendragona (Anthony Head). Jeszcze w pierwszym odcinku Merlin zwróci na siebie uwagę Artura Pendragona (Bradley James) i tym samym Ginewry (Angel Coulby), córki kowala. Pod koniec stanie się osobistym sługą przyszłego króla Camelotu. Merlin skrywa sekret, który dzieli tylko ze swoim wujkiem. Jest czarodziejem, a w Camelocie magia jest karana śmiercią. W zwykłych okolicznościach młodzieniec opuściłby stolicę królestwa, ale jego przeznaczenie jest nierozerwalne z Arturem. Merlin ma go strzec aż do wstąpienia na tron. Serial jest utrzymany w konwencji lekkiej fantasy z elementami komedii. W pewien sposób przypomina wspomnianych już „Muszkieterów” – może niezbyt lotna produkcja, ale mająca niemały urok oraz bohaterów, których chce się oglądać. W „Przygodach Merlina” widać dość ograniczony budżet, szczególnie w kategorii „efekty specjalne”. Fakt, że niektóre stwory wyglądają dość topornie jak na współczesne standardy nie przeszkadzają w oglądaniu. One są tylko dodatkiem, nie stanowią głównej osi serialu, bo ona została umiejscowiona zupełnie gdzie indziej.

***

MERLIN

Uther Pendragon jest władcą surowym i upartym. Przez osobistą tragedię uznał magię za zło i zakazał jej stosowania w swoim królestwie. Najwyraźniej mam problem z Anthonym Headem, bo w scenach gdzie powinnam choć trochę rozumieć Uthera, nie jestem w stanie tego zrobić. Nie czuję tej postaci, nie obchodzi mnie jej los. 

***

Aby polubić serial trzeba polubić bohaterów, a w przypadku Merlina i Artura to może być zarówno trudne jak i łatwe. Obaj reprezentują dość schematyczne postacie, które jednocześnie potrafią się wyłamać i zrobić oraz powiedzieć coś nieoczekiwanego. Artur będzie zachowywał się jak przystało na księcia. W pierwszym odcinku dał się poznać jako arogancki syn króla, który lubi zabawić się kosztem innych, ale potem tego nie widać. Zaczęłam się zastanawiać co go zmieniło, bo nie można oprzeć się wrażeniu, że zamach na jego życie to jednak za mało. Po prostu zabrakło tego przejścia, które pozwoliłoby dostrzec naturalną zmianę w zachowaniu, a nie błąd w scenariuszu. W końcu od czegoś trzeba było zacząć, jakoś zainicjować specyficzną i niepowtarzalną relację głównych bohaterów. Potem się o tym zapomina, ponieważ wydarzenia nie pozwalają za bardzo kontemplować związku Artura z Merlinem, ponieważ w każdym odcinku coś się dzieje. Coś, co stawia maga w trudnym położeniu, wymusza na nim wielką ostrożną by nie zdradzić swojej natury, ale też nie pozostawia go obojętnym na los innych. Przede wszystkim ma bronić przyszłego władcę Camelotu, ale jego świat nie ogranicza się do tego irytującego księcia.

***

guinevere-pendragon-the-girls-from-bbc-merlin-31211510-500-295

Oto Ginewra. Idea by z tej postaci uczynić ciemnoskórą córkę kowala totalnie wywrócił ten wątek. Z jednej strony to daje możliwość wpisania postaci w jak największą ilość odcinków, a z drugiej poprowadzić historię w inny sposób. Wiadomo, że Ginewra zostanie żoną Artura, ale jej start z pozycji służki daje szerokie pole do manewru. Pytanie czy twórcy mimo to nie wdepnęli w srogą kliszę. Ginewry nie sposób nie lubić, to jedno z tych miłych dziewcząt o gołębim sercu, ale daleko jej do banału.

***

To dla bohaterów oglądam ten serial, aktorzy są mi w dużej mierze nieznani. Podoba mi się jak pomysłowo przetasowano niektóre wątki czy postacie. Ginewra, przyszła żona króla jest córką kowala i służką Lady Maorgany (Katie McGrath), a do tego jest mulatką.  Merlin jest sługą Artura i ukrywa swój związek z magią. Mordred jest druidem, którego poznajemy jako chłopca – a przecież w legendach był synem Artura albo bratem. Tutaj mamy znane postacie w nieco zmienionej konfiguracji. Jak nie być zdziwionym, kiedy widzimy Morganę jako niewinną niewiastę o gołębim sercu będącą na wychowaniu króla Uthera. Kiedyś by to u mnie nie przeszło, a dzisiaj mam to czego potrzebowałam – powiew świeżości. Po tylu produkcjach na liczniku coraz trudniej o zaskoczenie czy ekscytację niczym trzepnięta do wiwatu fangirl. Brakuje mi tego, naprawdę. Dzięki „Przygodom Merlina” mam tego namiastkę, bo nie ukrywam, że czasem mam ochotę kręcić nosem nad pewnymi scenami czy wątkami. Jednak to bohaterowie, których kupiłam niemal od początku przykuwają mnie do ekranu z którego słychać głos lektora. To w moim przypadku coś znaczy. Staram się bardzo uważnie przyglądać Arturowi, który szuka kompromisu między tym co jest jego obowiązkiem, a tym co uważa za słuszne. Merlin i jego intencje i  motywy są jasne, w końcu serial jest prowadzony poprzez tę postać. Artur stanowi małą zagadkę, czasem ma się ochotę poklepać go po ramieniu, a czasem strzelić mu z liścia. To są emocje, to postać, która interesuje nie tylko dzięki byciu legendarnym Arturem, ale duża w tym zasługa Bradleya Jamesa. Pomyśleć, że brano pod uwagę kandydaturę niejakiego Bena Mansfielda. Bohater Bradleya sprawia wrażenie jednocześnie królewskiego i pospolitego – doskonale zrównoważonego.

***

1y7cr5

Morgana jest postacią trochę nierówną. Z pewnością uczynienie z niej na początku dziewczęcia życzliwego i dobrego serca naprawdę zaskoczyło. Może świadomość, że w przyszłości stanie się nemezis Merlina i będzie zagrażać życiu Artura sprawia, że ten stan jest traktowany jako nienaturalny, a na pewno nie trwały. Jednak nie sposób nie wczuć się w położenie postaci, którą męczą straszne sny i czuje się bardzo osamotniona i niezrozumiana.

***

Warto zwrócić na relacje między szlachetnie urodzonymi a osobami niższego stanu. Już przywykłam do takiego pokazywania relacji w dawnych czasach, które w rzeczywistości by nie przeszły. Merlin nazywając Artura idiotą normalnie skończyłby w lochu lub z odciętą głową już w pierwszym odcinku. Honor i hierarchia były bardzo silnie zakodowane w tamtych czasach, a pozycja króla jako władcy absolutnego była szczególnie respektowana. Przynajmniej przez zwykłych poddanych. Tutaj tego nie brakuje, bo król Uther jest w swojej krucjacie przeciwko magii surowy i bezwzględny. Już w pierwszym odcinku mężczyzna traci głowę przez oskarżenia o uprawianie magii. Niczym polowanie na czarownice. A magia jest w swej istocie bardzo klasyczna – czarodzieje, druidzi, wiedźmy, smoki, stworzenia magiczne. Pod tym kątem dostajemy to, co zostało ukształtowane w legendach, baśniach i podaniach.

***

Przyznaję, że czasem miewałam chwile zwątpienia, szczególnie w związku z Morganą. Jej sny, które miały charakter proroczy, kończyły się wrzaskiem w środku nocy. Po którejś scenie ma się tego serdecznie dosyć, zwłaszcza urządzając sobie maraton. Czasem nierozgarnięcie Merlina zdaje się osiągać pułap, które może zakończyć miłość do tej postaci. Bo Merlina uwielbiam, jest w tej postaci coś, co daje mi rzadki luksus komfortu. Artur potrafi zachować się zupełnie niezrozumiale, jakby wydarzenia poprzednich odcinków nie miały miejsca. Król Uther w ogóle mi nie podchodzi, ale problem tkwi w samym aktorze. Niby widzę króla wedle zamysłu scenariusza, ale w ogóle nie czuję tej postaci – jest mi totalnie obojętna i najchętniej wykopałabym Anthony’egp Heada z tej produkcji. To są jednak drobnostki, nie mają takiej mocy, abym z ich powodu miała porzucić „Przygody Merlina”.

***

Lancelot31

Aramis, tfu, sir Lancelot pojawił się tylko w jednym odcinku pierwszego sezonu. Tam zdążył zyskać szacunek Artura i zrobić maślane oczy w stronę Ginewry. Czyli zgodnie z legendami, ale nieco inaczej poprowadzone. 

***

Casting z małym wyjątkiem jest naprawdę udany. Wprost nie mogę się nadziwić jak Colin Morgan przypomina Benedicta Cumberbatcha. Nie chodzi tylko o wygląd zewnętrzny, ale też o mimikę. Nie ja jedyna pomyślałam o tym, że Ci dwaj mogliby się pojawić w jakiejś produkcji jako bracia. Okazuje się, że jak zaczęła się emisja pierwszego sezonu „Sherlocka” to Benedict był porównywany właśnie z tym irlandzkim aktorem. Dużym pozytywem oglądania filmu czy serialu dawno po premierze jest możliwość wypatrzenia nazwisk wtedy niezbyt rozpoznawalnych, a dzisiaj robiących mniejszą lub większą karierę. Kilka lat temu nie rozpoznałabym Santiago Cabrery (sir Lancelot), Asy Butterfielda (Mordred), Holliday Grainger (Sophia) czy Joe Dempsiego (William). Pewnie znacie to miłe uczucie, kiedy w epizodzie widzicie lubianego aktora wtedy nieznanego. Swoją drogą zobaczcie sobie „Starter for 10” – to dopiero kopalnia!

***

Dzisiaj, kiedy serial dawno zakończył swój żywot nie sposób nie zainteresować się losem obsady. Colin Morgan wyżywa się w teatrze, ale właśnie zyskałam zachętę by obejrzeć nie tylko „Testament of youth”, ale też serial z Gillian Anderson „The Fall”. Trochę lepiej radzi sobie Bradley James, możliwe, że ten rok zaliczy do bardziej udanych. Poza zapadającym w pamięć występie w „iZombie”, będziemy mogli go oglądać jako Antychrysta w serialu „Damien”. Angel Coulby pojawiła się w kilku produkcjach w tym w „Dancing on the edge”, a Katie McGrath szukała szczęścia choćby w skasowanym „Draculi”. Prawdą jest, że serial nie okazał się być trampoliną do sławy jaką niewątpliwie był „Sherlock”. Gdybym nie sięgnęła po „Przygody Merlina” nie znałabym imion i nazwisk, ani nie spojrzałabym na skromne filmografie. Jednak jedna rzecz mnie rozczuliła, ale jej odnalezienie zawdzięczam tej stronie osobowości, która jest żądna plotek. Jeśli wierzyć pewnemu portalowi, który skupia informacje typu „kto jest z kim”, to Artur jest wciąż z Ginewrą, a Merlin jest związany z Morganą. Czy to nie cudowne przedłużenie serialu?

***

Merlin-Season-1-merlin-on-bbc-31336423-1024-768

Znienawidzony przeze mnie motyw okazał się nie być taki irytujący. Może to dlatego, że tu chodziło przede wszystkim o Artura i Merlina?

***

PS 1 – „Matoł i ćwok” – te określenia padały pod adresem głównych bohaterów w wersji z lektorem. Z pewnością nie będziecie mieć problemu z określeniem, który jest który. 😉

PS 2 – Oczywiście musiał być mój znienawidzony wątek mobilizacji wieśniaków do obrony własnej wsi przed okrutnymi panami. Tym razem nie irytował z powodu decyzji Artura.

PS 3 – Oglądanie cały dzień odcinków z lektorem doprowadziło do dość zabawnej sytuacji. Oto oglądam sobie choćby amerykański zwiastun: słyszę mowę oryginalną, ale gdzie do diabła jest głos lektora?! Myślałam, że padnę – jeden dzień wystarczył bym nastawiła się na obecność głosu lektora. 🙂

3 uwagi do wpisu “Matoł i ćwok. O pierwszym sezonie „Merlina”.

  1. Ja moją przygodę z „Merlinem” miałam jakoś w zeszłym roku i hurtem obejrzałam wszystkie sezony, co nie było trudne bo serial bardzo wciąga 😉 Tak jak Ty byłam mocno znudzona scenami proroczych snów Morgany, chociaż o ile dobrze pamiętam jej wątek później robi się bardziej ciekawy. Za to „efekty specjalne” (ładnie to ujęłaś w cudzysłów 😉 ) momentami przyprawiały mnie o napady niekontrolowanego śmiechu. A Colina uwielbiam jako Merlina, z Bradleyem tworzyli świetny ekranowy duet 🙂

    Polubienie

    1. Wiedza, że późniejsze wątki Morgany stają się o wiele ciekawsze pozwalają mi przetrwać to co dzieje się na początku. Serial wciąga jak bagno, ale to sama przyjemność i radość oglądania.

      Merlina bardzo lubię, ale chwilowo jestem pod urokiem Artura. Nie chodzi tu o kwestie estetyczne, ale tego jaki jest ten bohater i jak się zachowuje. Brakowało mi takiej postaci, która przyciąga całym sobą.

      Polubienie

  2. Już od dłuższego czasu gdzieś krążył wokół Merlin, też oglądam „iZombie” (<3 ❤ <3), w dodatku widziałam "Sen nocy letniej" z The Globe, przeczytałam Twój wpis i stwierdziłam, że nie ma co czekać, tym bardziej, że "jesienne" seriale kończą swoje sezony, więc jest teraz dobry moment na nadrabianie zaległości, także tych starszych.

    Widzę, że nie tylko ja widzę podobieństwo Morgan-Cumberbatch ;). ale tak w ogóle mam wrażenie, że wielu brytyjskich aktorów można porównywać – może niekoniecznie dosłownie pod względem wyglądu i podobieństwa fizycznego, ale na poziomie mimiki, pewnych gestów (np. mam coś takiego w przypadku Nicolasa Houlta i Sama Claflina). albo po prostu za dużo brytyjskich aktorów oglądam ;).

    a wracając do serialu, na razie jestem w połowie pierwszego sezonu i z jednej strony bardzo wciąga, z drugiej bardzo się chce przeskoczyć dalej, kiedy może będzie więcej się dziać – pod względem charakterologicznym. choć rozumiem, że to dopiero początek powieści, no i to jest serial, więc rządzi się swoimi regułami (odnośnie tematyki, sposobu prowadzenia historii w poszczególnych odcinkach). jest z jednej strony staroświecki, ale z drugiej dość odświeżający, w ciekawy sposób przetasował pewne znane elementy, które dają mi poczucie, że twórcy wiedzą, o czym chcą opowiedzieć i powoli zmierzają do tego etapu historii, który już dobrze znamy, co nie znaczy, że tam już nie będzie ciekawie i będzie dokładnie tak samo, jak w opowiadaniach/legendach/mitach. jestem tego bardzo ciekawa, i to się liczy bardzo na plus tego serialu.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Rouge Anuluj pisanie odpowiedzi