„Gwiezdne Wojny: Przebudzenie mocy” – powrót do korzeni i młode pędy.

W dniu premiery zasiadłam sobie w fotelu kinowym z niemałą ulgą. Jeden z najbardziej wyczekiwanych filmów o których nie chce się nic wiedzieć przed seansem. Możliwe, że miałam trochę szczęścia, bo do tego momentu nie natknęłam się nawet na okruch pozwalający zidentyfikować największy i zarazem najsmutniejszy spoiler tego filmu. Nie odgradzałam się specjalnie od wirtualnego świata, nawet pokusiłam się o manewry hazardzisty. Doszłam do wniosku, że świat solidarnie zamilkł aby Ci, którzy wciąż czekają na premierę nie stali na przegranej pozycji. Jednak kolejne posty i wpisy udowadniały mi moje szczęście, bo siedząc wygodnie na czerwonym fotelu czekałam na powrót do świata, który tak pokochałam w dzieciństwie.

Ostrzeżenie producenta: tekst może zawierać śladowe ilości spoilerów

Moja historia w kontekście „Gwiezdnych Wojen” jest daleka od ideału, ponieważ nie interesuje mnie nic poza filmami, a i one nie są aż tak dobrze znane. Całe to „Expanded Universe” traktuję jako fanfiki, wprawdzie licencjonowane, ale wciąż fanfiki (a ja nie znoszę fanfików). Widziałam tylko cztery filmy, a nie sześć. Moje rozczarowanie „Mrocznym widmem” było tak wielkie, że do dnia dzisiejszego nie byłam w stanie się zmobilizować by obejrzeć „Atak klonów” oraz „Zemstę Sithów”. Możliwe, że nawet to się zmieni ponieważ oglądając „Przebudzenie mocy” poczułam się jak w domu i z tej wdzięczności jestem gotowa na pełne poświęcenia obejrzenie pierwszej trylogii. Wychowałam się na tej starej i to ona ma zarezerwowane pewne miejsce w moim sercu. Oldskulowość w porównaniu ze współczesnymi filmami, a nawet z tymi z 1999 roku broni się klimatem i swoistą autentycznością. Kukiełki czy szczytowe jak na tamte czasy efekty specjalne były w stanie uczynić film bardziej wiarygodnym niż te „cuda” kręcone na CGI w 1999 roku. Czekając na seans zdałam sobie sprawę, że właściwie nie mam sprecyzowanych oczekiwań. Nie chciałam filmu tylko znaleźć się w świecie „Gwiezdnych Wojen”. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że wzruszyłam się słuchając głównego motywu – zupełnie jakbym słuchała hymnu narodowego. To było przeżycie, które jest tak rzadkie, że chce się by trwało ono jak najdłużej. Nie będę ukrywać, że seans uruchomił duże pokłady sentymentów, ale duża w tym zasługa tego co JJ Abrams nawyczyniał. A człowiek ma wizję, tupet odwagę oraz serce. Jednak rozumiem słowa krytyki skierowane pod adresem tego filmu – jakby nie spojrzeć „Przebudzenie mocy” jest kalką „Nowej nadziei”. W sumie najtrafniej podsumowała to autorka bloga „Fangirl’s Guide to the Galaxy” pisząc „Serio, to jest pewien rodzaj talentu, zrobić sequel tak, żeby był jednocześnie rebootem/remake’iem”.

star-wars-force-awakens-rey-bb8-daisy-ridley1

Sama nalepka „Star Wars” nie wystarczy, kiedy bohaterowie są nijacy. „Przebudzenie mocy” daje bohaterów, którzy będą nam towarzyszyć w myślach i wspomnieniach przez długie miesiące. Nowe pokolenie fanów serii doczekało się swoich rówieśników walczących po niebieskiej stronie mocy.

Harrison ford i spółka mają już swoje lata na koncie dlatego trzeba było rozejrzeć się za nowym pokoleniem, które skradłoby serce fanom serii. Akcję umieszczono 30 lat po wydarzeniach z szóstej serii, ale dobro wciąż musi się konfrontować ze złem. Stąd otrzymaliśmy nowe twarze: Rey (Daisy Ridley), Finna (John Boyega), Poe Damerona (Oscar Isaac) oraz Kylo Rena (Adam Driver). Nie wiem czy to zasługa rozrysowania postaci, pewnych widocznych analogii do „starej gwardii” czy samych aktorów, ale twórcy trafili w dziesiątkę. Dostaliśmy żywiołowych, zabawnych, charyzmatycznych i dobrze zagranych bohaterów. Dzięki nim pewne problemy scenariuszowe zostały poniekąd przyćmione. W końcu przyjemniej się ogląda bohaterów, których lubimy.

Star-Wars-7-Character-Guide-Finn-Rey

Nie ma wątpliwości, że Rey jest kluczową postacią dla nadchodzących części. Wiemy, że jest sprytna, zaradna, potrafi postawić złom na nogi oraz potrafi biec bez trzymania za rękę.

Uczucie deja vu pojawia się nader często. Dlatego uznałam, że skoro twórcy odważyli się na taki krok to mieli ku temu powody. Wspomniałam o tym, że pierwsza trylogia niekoniecznie zdobyła serca fanów i była dość powszechnie krytykowana. Odniosłam wrażenie, że Abrams chciał widzom zafundować „Nową nadzieję” i ten ogrom frajdy jaki towarzyszył wokół starej trylogii. Disney wykupił Lucasfilm oraz należące do niego marki w wiadomym celu – zarobić. Udało się z Marvelem to o podobny sukces z Gwiezdnymi Wojnami trzeba się postarać. Wygląda na to, że obrany kierunek jest tym właściwym – szczęśliwi fani wypełniają kiesę Disneyowi. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że „Przebudzenie mocy” jest preludium do właściwej historii. To czas na przywitanie starych przyjaciół, poznanie nowych, by półtorej roku później móc się skupić na tym właściwym toku zdarzeń. Przynajmniej taką mam nadzieję. Przecież nie dostaniemy drugiego „Imperium kontratakuje” czy „Powrotu Jedi”, za drugim razem ten numer przecież nie przejdzie.

article_post_width_Poe-Dameron-Star-Wars-Force-Awakens-LB-1

To zdjęcie byłoby dobrą reklamą rekrutacyjną Ruchu Oporu. Ilu mężczyzn chciałoby być na jego miejscu. Ile kobiet byłoby gotowych osłaniać go w czasie misji.

Nie miałam problemu z zaakceptowaniem bohaterów po jasnej stronie mocy. Rey jest postacią bardzo przypominającą Luke’a Skywalkera – mieszka na pustynnej planecie Jakku, ma smykałkę mechanika i jest świetnym pilotem. Kiedy na jej drodze pojawia się BB8 (będący najnowszą wersją R2D2 i przy okazji najukochańszym robotem we wszechświecie) z ważnymi danymi – można było założyć, że w Rey moc drzemie. Przed nami jeszcze zagadka jej pochodzenia, a nieco psychodeliczna i niewyraźna scena z pewnością zostanie wyklatkowana i przeanalizowana jak tylko film wyjdzie na dvd i bluray. Dziewczyna jest nie tylko ładna i sympatyczna, ale odważna, życzliwa i charakterna. Takie bohaterki chce się widzieć, bo nie myśli się o niej głównie przez pryzmat płci, ale tego kim jest.

Finn to trochę inna bajka. Z niechęcią wspominam oburzenie, że stormtrooper jest czarny. Z początku nie wierzyłam w to co czytam, bo poziom absurdu został znacznie przekroczony. Tym większa była moja radość, kiedy poznawałam tego wrażliwego, zabawnego i odważnego bohatera. Takich postaci, którym nieobce są dylematy trochę brakuje – to każe mi myśleć o Finnie jak o nieopierzonym i pociesznym odpowiedniku Hana Solo. W końcu przypadek (masakra na Jakku) skłonił go do porzucenia ciemnej strony i przyłączenia się do Ruchu Oporu. Postać Finna jest nieodłącznie powiązana z Poe Dameronem – najlepszych pilotem Ruchu Oporu. Trochę szkoda, że jego rola jest dość okrojona, ale za to ilość przechodzi w jakość. Poza sceną przesłuchania przez Kylo Rena, dostajemy cudownie się zapowiadające bromance. Chemia między Isaacem i Boyegą jest tak namacalna, że muszą się ze sobą świetnie dogadywać poza planem. Wystarczy wspomnieć pierwsze zdjęcie, kiedy ogłoszono obsadę – aktorzy siedzieli obok siebie jak najlepsi kumple.

5-reasons-why-kylo-ren-could-be-luke-skywalker-in-star-wars-the-force-awakens-driver-is-671946

Nowa księżniczka Disneya, Emo Kylo Ren. Mimo nawarstwiających się przeciwności i kpiącego podejścia – wierzę w tę postać. Przed nami jeszcze dwa filmy i wątpię by twórcy nie wzięli pod uwagę tych wszystkich fanartów, które radują me oczy.

Gwiezdne Wojny nie mogą obejść się bez starych znajomych, a już z pewnością nie na tym etapie. Leia jako generał stoi na czele Ruchu Oporu, Han Solo z Chewbaccą wrócili do starych nawyków, a Luke ukrywa się przed wszechświatem po tragedii. Solo z Chewbaccą miał cudowne wejście, które niemal roztopiło serce, a kwestia Luke’a Skywalkera jest powszechnie cytowana w zakonach klauzrowych. Jedno jest pewne – bez nich nie było by to samo. Nie da się zastąpić Fisher, Forda i Hamilla – nawet jeśli schodzą w cień dając młodym się wykazać.

Pora napomknąć co nieco o ciemnej stronie mocy, którą reprezentuje Najwyższy Porządek (First Order). Tu przyznaję, że ten element fabuły znacząco kuleje, a przynajmniej jest solidną bazą pod kpiące memy. Na szczycie piramidy stoi tajemniczy Snoke, który przypomina Palpatine’a. Przed nim odpowiada właściwie dzieciarnia. General Hux (Domhnall Glesson) to wysokiej klasy służbista wyraźnie konkurujący z pupilkiem Snoke’a – Kylo Renem (Adam Driver). Nie jestem w stanie zdecydować czy Gleeson przeszarżował postać czy po prostu za bardzo mi się kłóci ten wizerunek z pozytywnymi postaciami, które odegrał w przeszłości. Jak na razie widzę aktora, który za bardzo chce udowodnić, że potrafi grać szwarccharaktery. Jednak największy dramat mam z tym najważniejszym – Kylo Renem aka Benem Solo.

star-wars-the-force-awakens-new-leia-han-162185-640x320

Na przykładzie Hana i Lei mogliśmy zobaczyć prawdziwą, dojrzałą miłość. Nawet jeśli nie są razem, wciąż mają dla siebie wiele szacunku i zrozumienia.

O tej postaci nie sposób pisać bez przekroczenia granicy spoilerów. Może zacznę od ważnej kwestii – nie lubię Adama Drivera, tak po prostu. Na szczęście jest na tyle wprawnym aktorem, że osobista ansa nie ma istotnego wpływu – nie muszę lubić by docenić. Na seans przyszłam tak nieprzygotowana, że jak Kylo Ren zdjął maskę to nie kryłam rozczarowania. Później się okazało, że sam aktor nie jest największym dramatem, kiedy na jaw wychodzą motywacje Kylo. Pewnie większość się domyśla, że mamy do czynienia z Anakinem 2015, który obdarza czcią swojego zmarłego dziadka Dartha Vadera i ma problem z rodzicami. Liczę na solidne retrospekcje w kolejnych filmach, bo osobiście załamałam się konstrukcją tego bohatera. Owszem, wewnętrzne rozterki Kylo Rena zostały dobrze odegrane. Jednak przez najbliższe półtora roku będzie dla mnie emo dzieciakiem, którego rodzice niewystarczająco kochali. W obliczu takiego stanu rzeczy machnęłam ręką na fakt, że z Lei i Hana powstało takie nieurodziwe dziecko. Cóż… nie można mieć wszystkiego. Mam nadzieję, że nie zmarnują potencjału postaci biorąc pod uwagę, że Kylo dokonał czynu od którego nie ma już odwrotu. Od czasu Lokiego kino cierpi na brak charyzmatycznych villainów.

HT_star_wars_force_awakens_trailer_05_jef_150416_16x9_992-1560x690_c

Pojawili się z przytupem, w zasadzie nic się nie zmienili i zostawili widzów z bolącym sercem. Takich bohaterów się nie zapomina.

Przez te trzydzieści lat uniwersum niewiele się zmieniło, jego poszczególne elementy zwyczajnie ewoluowały czy wkraczały na kolejny poziom zaawansowania technicznego, ale . Również Gwiazda Śmierci doczekała się lepszej wersji samej siebie, która jest w stanie niszczyć całe systemy gwiezdne. Przyznaję, że misja zniszczenia Starkillera wystawiła mój entuzjazm na próbę. Ta analogia względem „Nowej nadziei” okazała się zbyt nachalna, ale twórcy zapewnili w jej trakcie nie tylko humor, ale sporo emocji. Zniszczenie tej potężnej broni było tłem dla dramatów i pojedynków. Ludzie zaczęli nienawidzić Kylo Rena i zadawać sobie pytanie kim jest Rey. Film spełnił swoją rolę – dał pełnokrwistych bohaterów, których los nie pozostawia obojętnym. Emo to też człowiek, przecież ma uczucia.

I pomyśleć, że tak ostrożnie podchodziłam do tego filmu i samego pomysłu pociągnięcia serii dalej. Z drugiej strony to nie było takie złe. Ograniczyłam wiedzę do minimum – stąd zaskoczenie, kiedy zobaczyłam twarz pod maską Kylo Rena. W dobie internetu i zmasowanego marketingu to nie lada sztuka, a przecież niespecjalnie odseparowywałam się od tych treści. Poszłam na Gwiezdne Wojny, usiadłam wygodnie w fotelu i zakochałam się na nowo. To jest bezcenne w sytuacji, kiedy coraz trudniej o pełny zachwyt mając na liczniku tyle filmów. Nie bez znaczenia jest sentyment do starej serii, która jest jednym z symboli mojego dzieciństwa – jednak tak odpicowane kino przygodowe obroni się bez tego. Masz BB8 – masz miłość widowni.

force-awakens-bb8

Najsłodszy robot we wszechświecie, który jest uroczy jak kociątko i rozbrajający jak szczeniaczek. I tak najbardziej chwytającą za serce jest scena z R2D2 – jakbym widziała ucznia odnajdującego swojego mistrza.

Dodaj komentarz