Tytuł polski: Kac Vegas w Bangkoku
Tytuł oryginalny: The Hangover Part II
Reżyseria: Todd Phillips
Scenariusz: Craig Mazin, Todd Phillips, Scot Armstrong
Zdjęcia: Lawrence Sher
Muzyka: Christophe Beck
Rok produkcji: 2011
Dystrybutor: Galapagos
Ocena: 2/6(function(d,s,id){var js,stags=d.getElementsByTagName(s)[0];if(d.getElementById(id)){return;}js=d.createElement(s);js.id=id;js.src=”http://g-ec2.images-amazon.com/images/G/01/imdb/plugins/rating/js/rating.min.js”;stags.parentNode.insertBefore(js,stags);})(document,’script’,’imdb-rating-api’);
Obsada aktorska pozostała nienaruszona. Pęd za kasą przysłonił twórcom mózgi, co skończyło się zmianami na pozycjach scenariuszowych. Moore’a i Lucasa, odpowiedzialnych za takie filmy jak: „Cztery gwiazdki”, „Duchy moich byłych” czy „Zamiana ciał”, zamieniono na nazwiska, które produkowały się przy: :”Straszny film 3 i 4″, „Dziewczyna moich koszmarów” oraz „Old School: Niezaliczona”. Nie twierdzę, że pierwszy duet to mistrzowie, ale ich poczucie humoru przekłada się na komfort widza. Nawet jeśli podążali w naprawdę grube rejony to tylko po to, by z nich zawrócić. Początek drugiej części jest obiecujący i nawet dobrze wykombinowany. Szkoda tylko, że ten potencjał pierwszych minut został zmasakrowany w myśl dewizy: jeszcze mocniej, jeszcze śmieszniej i jeszcze więcej tych zabawnych Azjatów.
![]() |
Powinno być: Oops! We did it again… |
Szkielet historii został nienaruszony. Z jednej strony jest miłym ukłonem w stronę pierwszej części, ale poziom realizacji tak mocno zawodzi, że prędzej dostrzeże się wtórność i miałkość. Bliźniacze klamry kompozycyjne mimo wszystko są znakiem rozpoznawczym. Oto członek watahy Alana bierze ślub, ale jak umotywować zorganizowanie kawalerskiego otumanienia w egzotycznych plenerach? Załatwić egzotyczną pannę młodą. Stu, który poprzedni wypad przypłacił utratą siekacza i stanu kawalerskiego, leci do Tajlandii poślubić śliczną Lauren. Skoro ostatnio zgubiono Douga, trzeba wytypować innego Graala. Młodszy brat panny młodej, w dodatku oczko w głowie przyszłego teścia jest idealnym kandydatem. Zaczęło się jak zawsze, skończyło się jak ostatnio, tylko jakoś poza komfortem przeciętnego widza.
Poczucie humoru to kwestia delikatna i podobnie jak poczucie estetyki czy gust muzyczny jest wypadkową wielu zmiennych pojawiających się na przestrzeni dni, miesięcy i lat. Gdybym nie oglądała sama „Kac Vegas w Bangkoku” byłabym jeszcze bardziej zażenowana. Wobec pewnych wątków nie byłam w stanie nabrać dystansu dzięki któremu potrafię oglądać niemal każdą głupotę. Kult dorosłych – niedorosłych, których inteligencja zbliża się do poziomu krytycznego (jak Alan), to plaga współczesnych bromance. O ile na początkach jej eksploatacji była czymś zabawnym, to teraz zaczyna wzbudzać podskórne przerażenie. Ich jest coraz więcej, w każdej konfiguracji jakby mnożyli się przez pączkowanie. Męczą mnie bohaterowie których łączy twarz Zacha Galifianakisa. To są zakompleksione miernoty, które chętnie przygarniają przywary i nie raczą nawet spojrzeć na zalety. W obliczu zidiocenia społeczeństwa, ten typ bohatera powinien ulec autodestrukcji. Ale czego oczekuję? Postać Alana Garnera jest motorem napędowym przygód watahy i pewna grupa widzów uważa ją za zabawną.
![]() |
A zaczęło się dość niewinnie. |
Owo silenie się na bycie najzabawniejszym, najbardziej odjazdowym i niegrzecznym filmem bezpardonowo bije po oczach. Historii brak polotu i bezpretensjonalności znanych z „Kac Vegas”. W efekcie większość jest nie tyle ciężka w oglądaniu co mało zajmująca. Brakuje tego elementu zaskoczenia, wyrwania się na moment z cienia jedynki. Powstał zwyczajny odgrzewany kotlet, który dodatkowo traci na smaku przy wspomnieniu tamtego krwistego steku. Z jednej strony spodziewałam się takiego obrotu rzeczy, ale miałam nadzieję, że to nie będzie aż tak fatalny film. Na osłodę pozostają świetne zdjęcia, muzyka oraz prezent Alana dla państwa młodych. To jednak za mało by komedia mogła być komedią.
![]() |
Tak, Stu znów uszył piosenkę. |