Tytuł: „FILM”
Numer: 10/2012
Redaktor Naczelny: Jacek Rakowiecki
Wydawca: Media Point Group
Ilość stron: 98
Typ: Miesięcznik
Cena: 6,99 zł (9,99 zł z płytą)
Październik to miesiąc wielu wrażeń, zarówno w życiu osobistym jak i samego miesięcznika. Szykują się zmiany, a towarzyszy temu niezła otoczka. Oto chodzi, aby zwracać na siebie uwagę i poszerzać grono odbiorców. To ostatni numer Jacka Rakowieckiego. W piątek pojawi się efekt pracy sztabu pod kierunkiem Tomasza Raczka. Nie trzeba być prorokiem by przewidzieć wzrost sprzedaży, ale rozsądek podpowiada, że ostateczne zmiany będą widoczne po Nowym Roku. Teraz przyjrzyjmy się treściom skrywanym za poważnym spojrzeniem Daniela Craiga, mojego ulubionego Bonda.
Temat numeru to bez wątpienia „Skyfall”, najnowszy film o agencie 007. O samej serii napisano tak wiele, że ujęcie motywu z oryginalnej strony wymaga nie lada inwencji. Ciapara skupiła się na reżyserach serii, ale zasiała podejrzenie o krytycznym stosunku wobec jedynej polskiej dziewczyny Bonda. Wystarczy spojrzeć na zdjęcie z „GoldenEye” z pozostałymi. Dalej jest o Vanessie Paradis, że nie taka podepptana. Tekst przypomina, że poza byciem matką dzieci Jacka Sparrowa, ma swoją historię i pozycję – może nie tak spektakularną, ale i tak imponującą. „Pieprz się dla lasu”, czyli Sebastian Łupak pokazuje inną, kontrowersyjną drogę walki o przyrodę. Okazją ku temu jest dokument Michała Marczaka „Fuck for forest”. Nie tak bardzo daleko tkwi postać Mariny Abramovic, znanej na świecie performerki. Planuję zobaczyć dokument „Marina Abramovic: Artystka obecna”, ale sztuka współczesna zupełnie do mnie nie przemawia, a przykłady z tekstu Anity Zuchory mnie w tym utwierdzają. Magdalena Nowicka poruszyła kwestię żydowską, a raczej motyw rozrachunku w polskim kinie. Niestety, artykuł poza kilkoma tytułami do zapisania w notatniku, nie oferuje niczego ciekawego. Lepiej jest, kiedy na scenę wkracza Staszczyszyn, nawet z tak niewdzięcznym tematem jakim jest seks w polskim kinie. Tekst Joanny Orzechowskiej o zasadach finansowania francuskich filmów jest za krótki. Temat jest warty dokładniejszego potraktowania, biorąc pod uwagę, że kino znad Sekwany odnosi niemałe sukcesy. Historia rekina w kinie pozwala usystematyzować wiedzę, a znawcom tematu porządnie ziewnąć. Trochę ratuje ranking, szczególnie tych fatalnych produkji, ale to dlatego, że w „Filmie” zestawień jest jak na lekarstwo. Na koniec zostawiam małe kuriozum, które nieudolnie udaje artykuł, a jest reklamą w żywe oczy – chodzi o „Bitwę pod Wiedniem”. A może to uprzedzenie z mojej strony, ale takie było moje pierwsze wrażenie.
Wywiady nazwałabym ciekawymi. Znalazłam dwa krótkie z Michelle Pfeiffer oraz Weroniką Rosati oraz trzy wychodzące poza próg 8 pytań: z Janem Fryczem, Marcinem Kryształowiczem oraz z Katarzyną Herman. Szczególnie interesujące są dwa ostatnie. W przypadku Frycza, na początku przetrawiałam fakt, że zagrał z Anne – Marie Duff, żoną Jamesa McAvoy’a.
W dziale recenzji nie ma tytułu godnego 6 gwiazdek, ale na jedynki zasłużyły dwa filmy: „Trzy siostry T” oraz „The Moth Diaries”. Cztery filmy dostały 5: „Gra”, „Marina Abramovic: Artystka obecna”, „Jak to jest” i „Zostań ze mną”. Przyznaję, że zaskakuje ilość dobrych ocen na poziomie 4 gwiazdek
Jako dodatek dołączono filmy z poprzednich edycji. Kto nie zaopatrzył się w niektóre tytuły, miał okazję nadrobić. Do każdego egzemplarza dodano po 2 filmy. Sama wzbogaciłam się o „Prawo Bronxu” i „Kroniki żywych trupów.
A teraz część naznaczona totalną prywatą.
Kiedy dowiedziałam się, że Jacek Rakowiecki opuszcza posadę redaktora naczelnego, zaczęłam się zastanawiać jak to na mnie wpłynęło. Nie jest tajemnicą, że od sierpnia 2002 roku regularnie kupuję „Film” i w tym postanowieniu zamierzam trwać póki fundusze i na to pozwolą. Wyciągnęłam te wszystkie numery, postawiłam na stoliku i pstryknęłam im zdjęcie.
 |
„Filmy” wg Jacka Rakowieckiego |
Ładny stos z 63 numerami, które czasem wciągały, irytowały lub bywały skażone co najwyżej pobieżnym przejrzeniem zawartości. Jednak przez ostatnie lata zmienił się nieco mój stosunek do tego pisma, który zaowocował potrzebą pisania o nim na blogu (jak i innych pozycji związanych z filmem). Zaczęłam doceniać osoby, których teksty potrafiły zadziwić i zainteresować tematem. Tutaj pragnę podkreślić dwa nazwiska: Łukasza Maciejewskiego (chyba zaczęło się od recenzji „Sierocińca”) i Bartosza Staszczyszyna (nie potrafię wskazać chwili olśnienia).
To był tez czas, kiedy moja biblioteczka oraz kolekcja filmowa nieźle się wzbogaciła. Wystarczyło brać udział w konkursach, udzielać się na forum i być nieco bardziej zaangażowanym w funkcjonowanie forum. Wiadomo, że stan obecny to obraz nędzy i rozpaczy, ale przez pewien czas użytkownicy byli nagradzani adekwatnie do posiadanej rangi. Potem to się urwało, admin nie udzielał odpowiedzi, a zrażeni ludzie zaczęli opuszczać to miejsce. Mimo to do dzisiaj miło wspominam kontakt mailowy z panem Rakowieckim.
 |
Brakuje tylko „Karmelu” w wersji dwupłytowej oraz „Wallace i Gromit” (4 DVD) |
Jednak największą frajdą było ujrzenie mojego tekstu opublikowanego na łamach „Filmu”. Pamiętny numer czerwcowy z 2008 roku, a przez tydzień nie mogłam pozbyć się banana z twarzy. Kiedy ostatnio do niego zajrzałam, po prostu pokręciłam nosem. Wpis z forum o „Sierocińcu” nie jest najlepszy, ale sentyment pozostał. Tak, jestem Nandi. 😉
Co mogę zarzucić byłemu już redaktorowi naczelnemu „Filmu”? Chyba brak dialogu z czytelnikami i znajomości zasad dobrego PR. Brak wstępniaka, „bo nikt tego nie czyta”, jeszcze można zrozumieć. Niestety, zamiast ustosunkować się do fali krytyki, jaka przetoczyła się przez forum, pan Rakowiecki zwyczajnie się obraził i zlikwidował rubrykę z recenzjami czytelników. To trochę przykre, ale prawdziwe. Stan strony wołał o pomstę, ale gwoździem do trumny było prowadzenie bloga na stronie HBO. To tylko pokazało, że mimo tylu lat Rakowiecki nie utożsamiał się z prowadzonym pismem i nie zależało mu na wyciągnięciu go z zapaści.
Mimo to, uważam te lata za dobre. Każdy coś zyskuje i traci, a pewne wydarzenia z czasem tracą na sile i ważności. Dziękuję panu Jackowi Rakowieckiemu za te 63 numery.
Teraz nie pozostaje mi nic innego jak powitać Tomasza Raczka i czekać na „The wind of change”. 😉 Kto wyczekuje piątku tak mocno jak ja?
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie...