Podsumowanie roku 2010 – część serialowa

To był dobry rok dla seriali. Nie dość, że odblokowałam się na nowości i zaczęłam regularnie odwiedzać popcornera, to większość wyborów okazała się bardzo trafiona. Widziałam 8 różnych seriali w tym 6 dla mnie nowych. To się z kolei przekłada na 9 całych sezonów oraz 5 oglądanych na bieżąco. Z jednego serialu zrezygnowałam po pilocie, który kapitalnie mnie osłabił, a ostatniego dnia grudnia zaczęła się przygoda z nowym dla mnie tytułem. Rok 2009 był tak niemrawy pod tym kątem, że nie będę się rozpisywać.

Jestem w tyle z kolejnymi sezonami „Dextera”, „Californication” i jeszcze paru tytułów, ale boję się za bardzo wysilać pamięć. Kiedy piszę to radosne podsumowanie, mam gorączkę, kaszlę, telepie mnie od czasu do czasu i jeszcze ból głowy daje popalić. Najbezpieczniej będzie ograniczyć się do faktycznie obejrzanych.

Poważny odpał serialowy rozpoczął się na przełomie kwietnia i maja. Po serii zachwytów nad serialem „Glee” postanowiłam go na sobie przetestować. Nie byłam przygotowana na taką dawkę endorfin, która uzależniła mnie od serialu. Przerysowani bohaterowie, akcja w szkole i spora dawka muzyki. To nie było zwykłe zakochanie, balansowałam na granicy obłędu. To dało mi energię na szukanie innych serialowych doznań.
Do dzisiaj podśpiewuję piosenki i tym samym objawił się fenomen mojej niespełna dwuletniej chrześnicy. Ola rozpoznaje Kurta, Finna, Rachel, Sama, Quinn, Sue, Mr. Shue, Artiego i podśpiewuje ze mną co niektóre piosenki. Obecnymi hitami są „Marry you” i „Just the way you are” z odcinka drugiego sezonu zatytułowanego „Furt”. Świetnie sobie radzi z pierwszą partią Sama w piosence „The Time of my life”. „Glee” nie ma szans się szybko znudzić.
Nieco wcześniej zaliczyłam pierwszy sezon „Spatracus: Blood and Sand”, ale chyba nigdy nie zrozumiem potrzeby epatowania seksem. Wciąż trzymam kciuki za Andy’ego Whitfielda, który walczy z chorobą nowotworową, ale produkcjom w tym stylu mówię dziękuję. Pomijając ten aspekt, historia i postacie świadczyły na korzyść serialu.
Przy sięganiu po nowości często decydowała tzw. iskra. Gdyby nie wywiad z Paulem Wesleyem, gdzie uroczo kaleczył polski język, pewnie do dzisiaj zwlekałabym się z sięgnięciem po „Pamiętniki wampirów”. Podobnie zadziałało nagranie z Comic Con, gdzie Nathan Fillion odczytywał fragment książki Ricka Castle’a. Wprawdzie nic nie rozumiałam, ale osoba Filliona i totalny zgon na widowni wystarczyły by zacząć przygodę z serialem „Castle”.

Historia „White collar” jest nieco inna. Już jakiś czas temu zainteresowałam się tym serialem, ale wtedy nie miałam serca do tego gatunku filmowego. Po zakończeniu drugiego sezonu „Castle” potrzebowałam czymś zająć myśli. Wpadłam w trakcie pierwszego odcinka, a duet Neal Caffrey i Peter Burke to sama słodycz. 

„The Walking  dead” było bezwstydnie reklamowane, ale ludzie otoczeni przez zombie były poniekąd odtrutką na wszechobecne wampiry. Produkcja okazała się być bardzo dobra i niestety wymaga długiego czekania na drugi sezon. 

Próbowałam zakochać się w „V”, ale pilot skutecznie to uniemożliwił. Wiadomo, że produkcje o kosmitach nie grzeszą logiką, ale moje oczekiwania nie były aż tak wielkie. Zawiódł scenariusz,  jego bezwstydna sztampowość i toporność. Nawet nie miałam z czego się uśmiać, byłam zwyczajnie zażenowana. Myślę, że za jakiś czas, na przeczyszczenie mózgu, będzie jak znalazł.

Ostatniego dnia grudnia zaczęłam oglądać „Fringe”, ale wrażenia o nim zostaną przypisane do roku 2011. Dodam od siebie, że wpadłam po uszy.

Ze starych produkcji z niesłabnącym zaangażowaniem oglądam „Kości”, które dobiegły do 6 sezonu. Twórcom udaje się utrzymywać dobry poziom, że do dzisiaj nie mam dość i uśmiecham się na wspomnienie bohaterów. Ta sztuka nie powiodła się „Czystej krwi”, która słabym trzecim sezonem, ostudziła mój entuzjazm. 

Nie oglądam „M jak miłość”, „Barw szczęścia”, „Pierwszej miłości” itp., ale niestety nie żyję w błogiej nieświadomości na temat akcji. Tak, moja mama uwielbia się dzielić spostrzeżeniami na temat seriali, które mnie nie interesują. 😉

A tak mam nadzieję, że te kilka tytułów, które zamierzam wypróbować, okażą się warte poświęconego czasu. Myślę, że Izy Miko nie wytną z „The Cape”, w końcu ma się pojawić w 6 odcinkach. To był fajny rok, ten niech nie będzie gorszy.

16 uwag do wpisu “Podsumowanie roku 2010 – część serialowa

  1. Dextera obejrzałam dwa sezony, a do trzeciego już straciłam chęci – pierwszy był świetny.Jeden z moich ulubionych seriali.
    Castle – niestety po dwóch sezonach, trzeci stał się bardzo naiwny, chyba nie dam rady.
    Kości oglądam – jestem w połowie piątego sezonu i bardzo lubię ten serial.
    The Walking Dead – bardzo mi się podoba, wypatrzyłam u Ciebie – dzięki wielkie. Jak dla mnie super.
    Fringe – sama wiesz, też jestem fanką.
    Jednak dla mnie ostatnio stał się absolutnym numerem jeden brytyjski serial „Luther” i również brytyjski miniserial „Sherlock” – postaram się napisać w najbliższym czasie o tym filmie.
    Chyba jesteśmy maniaczkami serialowymi 😉 cieszę się, że nie jestem sama.
    Pozdrawiam gorąco.

    Polubienie

  2. O wampirach nic nie oglądam, bo mnie już ten temat mierzi. W Glee się nigdy nie wciągnęłam, ale wiele ludzi ma na punkcie tego serialu bzika, wiec musi byc dobry. Castle – wiele sobie obiecywałam po tym serialu, ale mnie zawiódł, moim zdaniem wtórny i nudny. White collar mnie zainteresował, nie znam, muszę się zainteresować. Widzę w komentarzu na górze dobrą opinię o Luther, pamiętam, ze chciałam to oglądać i zupełnie zapomniałam. Trzeba nadrobić. Ja wczoraj zaczęłam nowy sezon Greys Anatomy i jestem zachwycona, mam zamiar zapoznać się z Upstairs Downastairs z lat 70 tych, po tym jak obejrzałam sequell na BBC, wydaje się wyjątkowo ciekawy. Lubię seriale kostiumowe tej stacji nawet stare.

    Polubienie

  3. beatrix73
    Przygodę z „Dexterem” zakończyłam chyba wraz z finałem drugiego sezonu. Kiedyś go nadrobię, ale chwilowo nie czuję takiej potrzeby biorąc pod uwagę garść spoilerów.
    „Castle” rzeczywiście nieco osłabł w trzecim sezonie, ale kocham go za postacie i ich relacje. Tak samo mam z „Bones”, który tyle czasu oglądam i za cholerę nie chce się znudzić.

    Cieszę się, że zombiaki znalazły uznanie szczególnie po moim niedawnym peanie na ich cześć. 😉

    „Fringe”…właśnie zdałam sobie sprawę, że z sezonu na sezon jest coraz lepszy. Czekam na Twoje wrażenia, swoje niedługo powinnam uformować w słowa.

    Fajnie jest być maniakiem serialowym. Czasem potrzebuję małego przywiązania, zżycia się z bohaterami. Tego film raczej nie zapewni.

    kasia.eire
    Ciekawa jestem jak odbierzesz „White collar”. Urok „Glee” tkwi w muzyce, nie nastawiałabym się na oryginalne potraktowanie tematu.
    Zdałam sobie sprawę, że brakuje mi kontaktu z serialem medycznym – musiałam sprawdzać co to jest dopamina. 😉
    Tak wychwalacie seriale brytyjskie, że muszę się rozejrzeć za punktem informacyjnym. Popcorner za bardzo ogranicza się do amerykańskich produkcji.

    Vampire_Slayer
    W końcu to na recenzjach filmowych wyrabiałam swój niepowtarzalny, genialny, błyskotliwy styl (no dobra, żartuję ^^). Pisanie o książkach jest inne i ciągle się wyrabiam.

    Polubienie

  4. Widzę, że oglądamy teraz razem tylko „Glee” i „Castle” 🙂 Inny świetny serial, który poznałam dopiero w zeszłym roku i mam zamiar nadrobić zaległości to „Mad Men” (jestem po 2 sezonach). Poza tym wciąż jestem maniaczką serialową (nawet nie wiem, ile różnych sezonów obejrzałam) i filmową (tu liczyłam, 260 pozycji:)
    Udanego filmowo-serialowo-książkowego roku 2011!

    Polubienie

  5. prolka
    Aniu, dodaj sobie „Fringe” i „White collar” ^^. Znokautowałaś mnie listą filmów, chyba niemal codziennie coś ogladasz! o.O

    Również życzę udanego 2011 roku, pod wieloma względami. 🙂

    Vampire_Slayer
    Mów do mnie jeszcze…^^

    Polubienie

  6. Ja wlaśnie jestem po pierwszym Fringe i mnie się podoba:D zwłaszcza pan Jackson <3 W Castlu przedpadłam z mężem przez Ciebie i bardzo Ci dziękuje bo to najlepszy serial zeszłego roku. Ja jeszcze lubie Haven, naprawde. Pilot był średni ale im bliżej końca tym bardziej mnie zniewalał.

    I napisze jeszcze tylko fajne zestawienie filmowe:) w wielu pozycjach się bardzo zgadzam:)

    :*

    Polubienie

  7. Za „Haven” niebawem się wezmę, może jeszcze w tym miesiącu.
    Joshua Jackson może nie jest super przystojny, ale emanuje niesamowitym ciepłem. Wczoraj zapuściłam sobie na yt fragmenty „Jeziora marzeń” by przypomnieć sobie wczesnego Pacey'a. ^^
    Oglądaj dalej „Fringe”, co sezon to lepszy.

    :*:*

    Polubienie

  8. Z wymienionych przez ciebie seriali oglądam tylko Bones 🙂 Muszę powiedzieć, że najnowszy i przedostatni sezon są kiepskie. A szkoda, bo tak do 3 sezonu był to jeden z moich ulubionych seriali.

    Ja i mój mąż oglądamy poza tym CSI LV, Criminal Minds, Big Bang Theory, House MD i Grey's Anathomy 🙂

    Polubienie

  9. Ja w tym roku z amerykańskich seriali w miarę wiernie oglądałam tylko „NCIS” (szczerze lubię), a trochę mniej wiernie „Castle'a” (również lubię ale w nie za dużych dawkach). Castle trochę mnie rozczarował trzecim sezonem, ale odcinek o kosmitach przywrócił mi wiarę w ten serial, a NCIS podoba mi się ciągle (chociaż z pewnością nie jestem z nim na bieżąco. Próbowałam Glee, ale nie podobała mi się w nim muzyka, a to pewien kłopot…

    Ale zdecydowanie nadrobiłam brytyjskimi, bo poza sporą ilością historycznych i tych wg Agathy Christie i Arthura Conan Doyle'a oglądałam świetne „Life on Mars” i „Ashes to Ashes”. Podoba mi się też bardzo kanadyjski „Flashpoint”.

    Aha, zapomniałabym, z amerykańskich twardo w tym roku oglądam „Columbo”. 😀

    Czekam na wrażenia z Fringe'a.

    Polubienie

  10. enedtil
    A mnie jakoś „Kości” niezmiennie się podobają, szczególnie jak zrezygnowali z hologramu Angeli. Jestem bliska zrobienia podejścia do The Big Bang Theory, ale chyba na wiosnę.

    Ysabell
    Castle rzeczywiście jest dość nierówny w trzecim sezonie, ale ma swoje momenty jak pierwszy odcinek tej serii. Siła „Glee” tkwi w muzyce, więc jak nie przypada do gustu to rzeczywiście jest problem.
    „Columbo” to serial mojego dzieciństwa, nie wiem czy chciałabym znów go oglądać. Sprawdzę te brytyjskie produkcje, a nuż coś wpiszę na listę?

    Wrażenia z „Fringe'a” już niebawem.

    Polubienie

  11. „Glee” jest takie pozytywne i radosne ( chociaż przerysowane ), że swoim urokiem potrafi zaczarować każdego 😉
    „Vampire Diaries” w drugim sezonie dla mnie się nieco zepsuło, ale za bardzo kocham Damona, żeby przestać oglądać 😉 Podobnie jest z „True Blood”. Tam mnie trzyma Eric 😉

    Polubienie

  12. przyjemnostki
    „Glee” jest w stanie zaczarować wielu, ale nie wszystkim czego dowody można znaleźć w powyższych komentarzach.
    „Vampire diaries” dla mnie trzymają poziom, ciągle coś się dzieje. Bywają słabsze chwile, ale wątek Caroline i Tylera wynagradza małe niedogodności.
    „True blood” dla mnie już Ericem stoi, tak jak Alcidem i Tarą (pomimo fali krytyki, cenię ją za wyciąganie wniosków). Jak czwarty sezon jeszcze bardziej przegnie z seksem i brutalnością, czeka go cancel z mojej strony.

    Polubienie

  13. Widzę że drepczemy w tym samym serialowym kółeczku choć postanowiłam być asertywna i nie obejrzałam ” Żywych Trupów” – nie lubię jak mi się coś tak strasznie reklamuje. No a może jestem za bardzo przywiązana do komiksu. Dla mnie serialem numer jeden tego roku jest jednak nie wymieniony przez ciebie Mad Men – w tym roku poznałam ten serial obejrzałam w całości i totalnie zakochałam się w jego tematyce stylu i bohaterach. jestem nieco zawiedziona drugim sezonem Glee ale nadal dostarcza mi mnóstwo szczęścia radości itd. Ale powoli zaczynam dostrzegać że większość moich ulubionych produkcji ma po kilka sezonów i nie pojawia się na horyzoncie nic nowego co budziło by moją ciekawość ( w środku sezonu dam szansę trzem produkcjom i mam nadzieje że będzie warto)

    Polubienie

  14. Czasem trzeba się wyłamać, nie można we wszystkim się zgadzać. 😉
    Mnie udało się przejść obok szumnej kampanii reklamowej, sam fakt występowania zombie mi wystarczył i z pierwszego sezonu jestem zadowolona. Ale rozumiem Twoje stanowisko, zdarza mi się zignorować przez nadgorliwą kampanię.

    „Glee” nieco przygasło w drugim sezonie, ale dalej cieszy. Gdyby chociaż było widać, że twórcy wiedzą jak to ma wyglądać.

    „Mad Men” powiadasz? Zobaczymy, niech no się rozejrzę czy to w ogóle moje klimaty.

    Coś nowego? Zacieram ręce na „The Cape”.

    Polubienie

Dodaj komentarz