Arrow, sezon pierwszy

Tytuł oryginalny: Arrow
Na podstawie: „Green Arrow”, seria komiksów DC
Sezon: 1
Ilość odcinków: 23

Stacja: The CW
Rok produkcji: 2012 –
Ocena: 5/6

Arrow (2012) on IMDb(function(d,s,id){var js,stags=d.getElementsByTagName(s)[0];if(d.getElementById(id)){return;}js=d.createElement(s);js.id=id;js.src=”http://g-ec2.images-amazon.com/images/G/01/imdb/plugins/rating/js/rating.min.js”;stags.parentNode.insertBefore(js,stags);})(document,’script’,’imdb-rating-api’);


Seriale o zamaskowanych mścicielach są o wiele trudniejsze niż filmy fabularne. W DNA takich postaci, szczególnie o komiksowym rodowodzie, są wpisane cechy na dłuższą metę irytujące. Kto współcześnie jest w stanie uwierzyć w nieskalanie prawego, dobrego bohatera, który wypluwa patetyczne banały o sprawiedliwości? Bohater musi być dostosowany do dzisiejszych czasów, mieć mroczne tajemnice i pozostać trudnym do jednoznacznego określenia. „Arrow” to serial nierówny, ale im bliżej finału – nie sposób się od niego oderwać.

Już wcześniej podjęto próbę wprowadzenia zamaskowanej ostoi sprawiedliwości, kiedy to stacja NBC pokazała pierwszy odcinek „The Cape”. Polski akcent w postaci Izabeli Miko nie był w stanie uratować serialu, który doczekał się tylko 10 odcinków – ja spasowałam po pięciu. Problem tkwił w nieumiejętnym dostosowaniu uniwersum komiksowego na język serialowy – wyszła z tego produkcja mdła, banalna i momentami karykaturalna. Najwyraźniej twórcy „Arrow” wyciągnęli garść wniosków z klapy „The Cape”, ponieważ bazując na komiksie ze stajni DC, stworzyli naprawdę udany serial. Osobiście nie miałam kontaktu z wersją oryginalną, ale przeglądając dane z wikipedii (z którą lepiej zapoznać się po finale pierwszego sezonu) widać sporo zmian, które wyszły produkcji na dobre.


Pięć lat po katastrofie statku „Queen’s gambit” zostaje odnaleziony Oliver Queen (Stephen Amell). Uznany za zmarłego wraca do Starling City, do swojej rodziny, przyjaciół i dawnego życia. Jednak czas spędzony na wyspie odcisnął na nim niemałe piętno. Liczne blizny, które pokrywają jego ciało podpowiadają, że jeszcze większe nosi jego psychika. Niby powrócił do domu, odgrywa rolę rozpuszczonego miliardera, ale w rzeczywistości nie opuścił wyspy. Matka Moira (Susanna Thompson), siostra Thea (Willa Holland) czy ojczym Walter (Colin Salmon) cieszą się z jego powrotu, ale pierwszy entuzjazm blaknie, gdyż Oliver tak naprawdę nikogo do siebie nie dopuszcza. Tylko przyjaciel Tommy Merlyn (Colin Donnell) zdaje się ignorować odmienionego kumpla, wciągając go w jego dawne życie. Odnaleziony Queen miał opinię hulaki i playboy’a. W końcu zabrał na felerny statek siostrę swojej dziewczyny, Laurel Lance (Katie Cassidy).

Chociaż bohater ma swoją osobistą misję do wypełnienia, opierając się na tajemniczym notesie swojego ojca Roberta (Jamey Sheridan) – serial wpada w pułapkę schematu: jeden odcinek – jedna sprawa. Tak się dzieje mniej więcej do połowy sezonu. Oliver działa sam, ale z czasem dołącza do niego osobisty ochroniarz John Diggle (David Ramsey) i urocza informatyczka Felicity Smoak (Emily Bett Rickards). Co nie znaczy, że jego relacje z ludźmi ulegają poprawie. Ten aspekt serialu, kiedy Oliver próbuje wrócić, ale jednocześnie otaczają go tajemnice wydaje się być najciekawszym i bardzo dobrze napisanym. Tylko widz ma szansę dowiedzieć się co zaszło na statku i wyspie dzięki licznym retrospekcjom. Ludzie z jego otoczenia mogą się tylko domyślać, czasem dostrzec blizny lub obserwować z daleka.



Z początku nie byłam za bardzo przekonana, ale Stephen Amell znany z ubiegania się o rolę Spartakusa (z której Andy Whitfield musiał zrezygnować i niestety przegrał z chorobą) na szczęście jej nie dostał. Świetnie odnalazł się w dość skomplikowanej roli lawirując między przerażeniem świeżego rozbitka w retrospekcjach, a samotnością powracającego do cywilizacji. Nie mamy do czynienia z postacią, którą łatwo polubić czy nawet współczuć, ale z czasem „kupujemy” ją z całym bagażem wad i zalet. Oszczędna gra doskonale pasuje do aury tajemniczości jaką roztacza sam bohater. Nie będę udawała, że jest brzydki jak noc listopadowa i wątły jak klata Kuby Wojewódzkiego – Amell włożył wiele wysiłku w rzeźbę i kondycję. Jednak w serialu tyle się dzieje, jest tyle do odkrycia, że nie ma wiele czasu na płytkie myśli. Poza tym teksty Felicity nie tylko rozbrajają, ale pokazują, że twórcy mają poczucie humoru i dystans do atrakcyjności Olivera. 

Największą bolączką jest postać ukochanej, czyli Laurel Lance. Zdradzona przez chłopaka i siostrę, oddaje się walce w służbie sprawiedliwości. Jako adwokat broni biednych i uciśnionych, a w ludziach widzi to co najlepsze. Czasem trudno stwierdzić czy problemem jest sama aktorka czy po prostu wpadka w fazie pisania scenariusza. Sceny Laurel i Olivera są wręcz niestrawne, kiedy to Cassidy włącza swoje cierpiętnicze spojrzenie i zaczyna wymawiać swoje kwestie. Jej postać miewa lepsze momenty, ale generalnie marzę o tym, by znikła z serialu w dramatycznych okolicznościach. Za to balsamem okazał się być Colin Donnell, aktor o bardzo skromnej filmografii, ale bardziej imponującym dorobku scenicznym. Jego postać była doskonałą przeciwwagą dla chwiejnego i zagadkowego Olivera.

„Arrow” to serial, który nieustannie zaskakuje. Sekrety, które wychodzą na powierzchnię potrafią zmienić wszystko. Każdy krok bohaterów nie należy do tych przewidywalnych. Można się domyślać co się stanie, ale jak i kiedy to już trudno określić. Duża w tym zasługa nie tylko kolektywu scenopisarskiego, ale też samych odtwórców (no, ich większej części). Finał pierwszego sezonu należy do tych mocnych, emocjonujących i zaskakujących. I pomyśleć, że pierwsze odcinki oglądałam trochę na siłę. Jednak postanowienie obejrzenia całego sezonu okazało się być dobrym pomysłem. Zaś pierwszy odcinek drugiego sezonu daje nadzieję na bardzo udaną kontynuację.

5 uwag do wpisu “Arrow, sezon pierwszy

  1. Obejrzałem 5 odcinków. No niestety, ale nic mi tam nie pasowało. Drewniane aktorstwo pierwszo, drugo i trzecioplanowych postaci (chociaż David Ramsey wypadł dobrze). Reszta, czy nawet jak wspomniałem wszystko dla mnie było nie do przełknięcia. Mogę sobie wyobrazić że w świecie takich pieniędzy wszystko jest idealne, bo takie było : garnitury, wnętrza, maniery. Po prostu całość miała się dla mnie nijak do postaci green arrow ze stajni DC Comics.

    Polubienie

  2. Serial bazuje na komiksie i po lekturze materiałów w sieci wiem, że fani mogą poczuć się zawiedzeni. Przed seansem byłam jak „tabula rasa” – nie miałam żadnej wiedzy i oczekiwań.

    Cieszą mnie zmiany, ponieważ osieroconych zamaskowanych mścicieli jest od groma. To coś ciekawego widzieć, że facet ma nie tylko podwójne życie, ale rodzinę, przyjaciół i jakoś to próbuje pogodzić.

    Do piątego odcinka rzeczywiście nie ma się czym specjalnie zachwycać, ale od połowy naprawdę się wciągnęłam – intrygi, tajemnice i mocne zakończenie. Nie interesuje mnie blichtr i bogactwo, a raczej co się wydarzy (i kto w końcu załatwi Laurel by ta nawet nie zmartwychwstała).

    Polubienie

  3. Niełatwo było mi wgryźć się w ten serial i właściwie zaczęłam tylko dlatego, że Marcin oglądał, a ja chciałam po czasie do niego dołączyć. Z czasem jednak się przekonałam i teraz jest to jeden z moich ulubieńców – na każdy kolejny odcinek czekam przebierając niecierpliwie nogami.

    Mamy podobną opinię o postaci Laurel – rety, jakże miło by się stało, gdyby wreszcie zniknęła z 'Arrow'. Felicity to taka fajna babka! Mnie również bardzo cieszy to, że twórcy serialu włożyli do niego jakąś dawkę humoru i dystansu. No i miło by było, gdyby kiedyś sparowano ze sobą Olivera i Felicity. Pod warunkiem, że będzie to już końcówka serialu – nie chciałabym, żeby kolejnymi miłosnymi banałami zepsuli mi odbiór 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz