Her/Ona (2013), reż. Spike Jonze

Tytuł polski: Ona
Tytuł oryginalny: Her
Reżyseria: Spike Jonze
Scenariusz: Spike Jonze
Zdjęcia: Hoyte Van Hoytema
Muzyka: Will Butler, Owen Pallett
Obsada: Joaquin Phoenix, Scarlett Johansson, Amy Adams, Rooney Mara, Olivia Wilde, Chris Pratt
Czas trwania: 120 minut
Rok produkcji: 2013
Dystrybutor: UIP 
Ocena: 5.5/6



***

Spike Jonze ma na koncie takie filmy jak „Być jak John Malkovich”, „Adaptacja” i „Gdzie mieszkają dzikie stwory”. Gdyby nie jego rekomendacja, nie zwróciłabym uwagi na „The Fall” Tarsema i tym samym nie odkryłabym Lee Pace’a (tak, wielbiłam go nim jego brwi stały się sławne). Najlepsze w tym wszystkim jest to, że widziałam tylko jeden film Jonze’a – krótkometrażowe „I’m here”. Po prostu jest jednym z tych reżyserów, które wzbudzają pozytywne uczucia, ale nadrabianie filmografii odkłada się na nieokreślone jutro. W ramach wyrabiania planu oscarowego nie mogłam pominąć jego ostatniego filmu. „Ona” zasłużenie zbiera nominacje i nagrody – to kino, które nie tylko się ogląda, ale przede wszystkim czuje.

***

W bliżej nieokreślonej przyszłości poznajemy Theodore’a Tumble’a (Joaquin Phoenix). Pracuje w firmie oferującej odręcznie pisane listy, gdzie przelewa na papier myśli i uczucia obcych ludzi. Wraca do do domu w którym nikt na niego nie czeka i samotność zdaje się go coraz bardziej przytłaczać. Dlatego widząc reklamę systemu operacyjnego ze sztuczną inteligencją, nie zastanawia się długo. Tak do jego życia wkracza Samantha przemawiająca głosem Scarlett Johansson, która wywróci mu życie do góry nogami.

***

***

Postęp technologiczny jest zauważalny i ma służyć jednemu celowi – ułatwienie życia człowiekowi. W tym świecie jesteśmy coraz bardziej od siebie odizolowani, ale nie oszukamy podstawowych potrzeb (chyba, że jesteśmy socjopatami). „Ona” Spike’a Jonze’a doskonale oddaje pragnienie bycia ważnym, rozumianym i kochanym, że nie cofniemy się przed substytutami. Z drugiej strony mamy obraz tego, co może osiągnąć człowiek szczęśliwy. Jednak fakt, że bohater obdarza uczuciem komputer wydaje się dość kontrowersyjny. Przyjrzyjmy się Theodorowi – wyciszony wrażliwiec z wąsem (tak, wąsy jeszcze zdobędą świat, zobaczycie), który ma za sobą trudne rozstanie z żoną. Nie chce rozliczyć się z przeszłością, nie jest w stanie zrobić kroku naprzód – czysty impas. Dopiero nawiązanie relacji z Samanthą wyrwało go z tej pułapki. Najpierw była przyjacielem, z czasem sensem życia. Tutaj widz ma problem – cieszyć się ze szczęścia bohatera czy zacząć się o niego martwić?

***

Wątek sztucznej inteligencji nie jest specjalnie zaskakujący. To kolejna gloryfikacja bycia człowiekiem jako celu najważniejszego. Samantha rozwija się z każdym dniem, bodźcem, doświadczeniem. Dochodzą uczucia, świadomość i emocje, aż zaczyna brakować tego najważniejszego – ciała. Przyznaję, że wizja posiadania takiego systemu jest jednak kusząca (zrobiłby korektę tego wpisu, zarzucił porcją ciętych ripost), ale wątpię by mój umysł przepełniony zdrowym rozsądkiem powtórzyłby los Thumble’a. Chociaż czy mimo wszystko mogę być tego pewna?

***

***

Na samym początku Samantha przemawiała głosem Samanthy Morton, ale w postprodukcji efekt był niezadowalający. Za zgodą aktorki Scarlett Johansson dołączyła do obsady w zasadzie z doskoku i jej rozpoznawalny głos wcale nie zaszkodził w odbiorze Samanthy. Pojawiają się też opinie, że widz mając przed oczami tę aktorkę, wypacza sobie nieco odbiór filmu. Dla jednych Scarlett będzie seksownym, wijącym się ciałem, który zaraz obejdzie zabezpieczenia i zmaterializuje się obok Theodore’a jak Robert Patrick w „Terminator 2: Dzień sądu”. Jednak poprzez skupienie się tylko na głosie, aktorka pokazała się od najlepszej strony. Należy pamiętać, że „Ona” to przede wszystkim Joaquin Phoenix, który poświęcił się zapuszczając wąsy, by przywdziać formę zagubionego everymana. Aktor od dawna nie musi nikomu udowadniać, że jest świetny w tym co robi, a w filmie Jonze’a został bardzo dobrze obsadzony. Drugi plan jest w zasadzie epizodyczny, ale z takimi nazwiskami jak Amy Adams, Rooney Mara, Olivia Wilde i Chris Pratt (rok 2014 może należeć do niego).

***

„Ona” jest obrazem pięknym wizualnie. Wnętrza, design nie są z gatunku futurystycznych, ale wysmakowane i pasujące do nastroju filmu. Przyszłość wygląda na bardzo prawdopodobną nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Już teraz jesteśmy otoczeni przez współczesne cuda techniki, które zmieniły nasze relacje społeczne i sposób komunikacji. Taka wizja przyszłości wydaje się być nieco kojąca – zaawansowana technicznie, ale nie wysterylizowana. Niepokoić może wypaczenie epistolografii, ale jako środek do wyrażania emocji i uczuć została najciekawiej potraktowana. Z oscarowych nominacji to „Ona” obok „Nebraski” i „Grawitacji” zrobiła na mnie największe wrażenie. Mowa o filmie w pełni autorskim, wybijającym się ponad przeciętność nie tylko pod względem fabularnym, ale też realizacyjnym. Kiedy myślę o zakończeniu, utwierdzam się w przekonaniu, że Jonze wybrał najlepszą opcję. Z jednej strony tak musiało się stać, bo przekaz filmu nie tkwi w maksymie „każdy zasługuje na miłość”, ale w silnej potrzebie posiadania bratniej duszy.

***

8 uwag do wpisu “Her/Ona (2013), reż. Spike Jonze

  1. Dodałabym, że to jeden z nielicznych w tym roku nominowanych filmów, który po seansie prowokuje do „jakiejś” refleksji. Jakie są granice komputeryzacji, czy maszyna jest w stanie zastąpić człowieka i zaspokoić emocjonalne potrzeby jednostki? A jęli może, to jakie są tego konsekwencje?

    Polubienie

  2. Dzisiaj miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu z Januszem Wiśniewskim (autorem m.in. „Samotności w sieci”) i pan Żakowski, prowadzący spotkanie, stwierdził, że to nasz polski pisarz zapoczątkował (przeszło dekadę temu!) ten trudny temat. Polecał też wszystkim pójście do kina na „Her” (btw. ciągle mam problem z odmianą przez przypadki polskiego odpowiednika tytułu 😛 np. – do pójścia na „Nią”, czy raczej na „Oną” ?!?! :D).
    Co do samego filmu – oglądałam kilka tygodni temu, ale pozytywne wrażenie zostało do teraz 🙂
    Pozdrawiam!

    Polubienie

  3. Też mam blokadę, kiedy idzie o odmianę tego tytułu. Traktuję jako formę nieodmienną.

    Nie czytałam książki Wiśniewskiego, ale temat długo będzie aktualny.

    Polubienie

Dodaj komentarz